Dodałam liście pelargonii do swojego menu. Efekt mnie zaskoczył

Dodałam liście pelargonii do swojego menu. Efekt mnie zaskoczył

Dodano: 
Anginka
Anginka Źródło:Odżywianie WPROST.pl / Paulina Cywka
Geranium (inaczej pelargonia pachnąca, anginowiec lub anginka) gości w moim domu od bardzo dawna, ale dopiero jakiś czas temu odkryłam jego kulinarne zastosowanie. Choć przyznam szczerze, że początkowo pomysł włączenia tej rośliny do menu wydał mi się dość szalony, to zaryzykowałam i nie żałuję. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania.

Do tej pory anginka pełniła w moim domu głównie funkcję ozdobną. Wykorzystywałam ją również w leczeniu dolegliwości związanych z infekcją ucha czy ukąszeniami owadów. Doskonale łagodzi ból. Ma też właściwości przeciwbakteryjne. Nie przyszło mi jednak do głowy, by zastosować geranium w swojej diecie. Do czasu.

Dlaczego postanowiłam włączyć anginkę do diety?

Lubię eksperymentować w kuchni. Poznawać nowe smaki i szukać nietuzinkowych rozwiązań. Dużo czytałam na temat prozdrowotnych właściwości geranium. Przekonałam się na własnej skórze, że roślina zastosowana zewnętrznie może zdziałać prawdziwe cuda. Zaczęłam się zastanawiać, jak anginka wpływa na organizm od wewnątrz. Czy przynosi równie „zbawienne” efekty? A może to jedynie sztucznie nadmuchana „bańka”? Po przejrzeniu kilku przepisów postanowiłam spróbować. Najpierw jednak musiałam upewnić się, że roślina, którą trzymam na parapecie rzeczywiście nadaje się do spożycia.

Jakie geranium można jeść?

Wiele odmian geranium nadaje się do spożycia, ale w kuchni najlepiej sprawdza się pelargonia pachnąca, która roztacza wokół siebie przyjemny, cytrynowy zapach. Dokładnie taka roślina zdobi przestrzeń mojego mieszkania. Ma zielone liście o nieregularnych kształtach oraz postrzępionych, ząbkowanych brzegach. Ich powierzchnię pokrywają niewielkie włoski. To właśnie one odpowiadają za wydzielanie aromatu, który jest „znakiem rozpoznawczym” rośliny. Anginka może osiągnąć nawet metr wysokości. Oczywiście wszystko zależy od sposobu pielęgnacji rośliny (częstotliwości podlewania, nawożenia itp.).

Anginka

Co daje jedzenie anginki?

Liście anginki zawierają duże ilości flawonoidów, garbników, geraniolu oraz kwasów organicznych. Związki te neutralizują szkodliwy wpływ wolnych rodników na organizm, a co za tym idzie opóźniają procesy starzenia komórek. W dodatku obniżają ciśnienie tętnicze krwi i uelastyczniają ściany naczyń krwionośnych. W rezultacie zmniejszają ryzyko powstawania żylaków w obrębie nóg lub odbytu. Chronią przed miażdżycą oraz chorobami układu sercowo-naczyniowego.

Co dało mi włączenie geranium do diety? Przede wszystkim wzmocniło moją odporność. Mam dużą skłonność do „łapania” różnego rodzaju infekcji, ale odkąd anginka zagościła w moim jadłospisie, rzadziej choruję. Oczywiście nie jest to z pewnością „zasługa” samego geranium, ale również wielu innych zmian, które wprowadziłam do swojego życia. Uważam jednak, że pelargonia pachnąca miała w tym swój znaczny udział.

Wzmocnienie odporności to niejedyna korzyść płynąca z umieszczenia anginki w codziennym jadłospisie. Zauważyłam jeszcze inną ciekawą zależność, która mnie zaskoczyła. Picie napojów na bazie geranium może oddziaływać na nastrój – pobudzać do działania lub uspokajać. Efekt odprężenia pojawiał się, gdy piłam ciepły napój na krótko przed planowanym zaśnięciem. Z kolei zimna „mikstura” świetnie orzeźwia i dodaje energii. W dodatku odświeża oddech. Smakiem przypomina lemoniadę.

Jak zastosowałam anginkę w swojej kuchni?

Anginka może być składnikiem wielu różnych potraw – zarówno deserów, jak i dań wytrawnych. Dodaje ją do sałatek przygotowywanych na bazie kurczaka i warzyw. Może z powodzeniem zastąpić skórkę z cytryny czy trawę cytrynową. Wystarczą dwa lub trzy (w zależności od wielkości) drobno pokrojone listki (wcześniej myje je i osuszam), by całość zyskała ciekawy, lekko cytrusowy posmak i aromat.

Często robię też z geranium napary – na ciepło lub zimno w zależności od pogody panującej za oknem i pory dnia. W okresie jesienno-zimowym chętniej sięgam po pierwszą wersję. Przygotowanie napoju zajmuje mi nie więcej niż 15-20 minut. Co dokładnie robię? Przepis jest banalnie prosty. Biorę kilka umytych i osuszonych liści pachnącej pelargonii i zalewam je ciepłą (ale nie wrzącą wodą). Zaparzam pod przykryciem przez około kwadrans i wypijam małymi łykami. Niekiedy dorzucam do napoju łyżeczkę startego imbiru lub laskę cynamonu (dla wzmocnienia jego przeciwzapalnych i antybakteryjnych właściwości). Jeśli nie mam zbyt wiele czasu (rano liczy się każda minuta), parzę zwykłą czarną herbatę i wrzucam do niej listek anginki, gdy trochę przestygnie.

Zdarza mi się również przygotowywać nalewkę na bazie geranium. Biorę dwie garście liści rośliny. Myję je, osuszam, kroję na mniejsze kawałki, a następnie wrzucam do czystego słoika i zalewam wysokoprocentowym alkoholem (2-3 szklankami wódki). Następnie odstawiam w ciemne i chłodne miejsce na 2-3 tygodnie. Po tym czasie przecedzam powstały napój i przelewam go do ciemnych butelek. W okresie wzmożonych przeziębień dodaje dwie, trzy krople do herbaty. Pamiętajcie, że to receptura tylko dla dorosłych.

Czy polecam anginkę do jedzenia?

Myślę, że anginka świetnie sprawdza się jako składnik sałatek czy przysłowiowa baza do przygotowania naparów lub syropów. Lubię geranium za cytrusowy posmak i aromat. Przywołuje miłe wspomnienia z mojego dzieciństwa. Poza tym wspaniale orzeźwia. Oczywiście nie należy przesadzać z ilością tej rośliny w diecie (umiar jest zresztą wskazany we wszystkim). Warto jednak poeksperymentować w kuchni i czasem zrezygnować z przemierzania utartych kulinarnych szlaków. Takie „zboczenie z drogi” często popłaca.

Czytaj też:
Przez miesiąc piłam kawę zbożową zamiast „małej czarnej”. Ile schudłam?
Czytaj też:
Owsianka kawowa to moc energii o poranku. Takiej jeszcze nie jedliście