Dobry rosół powstaje na bazie różnych gatunków mięsa, świeżych warzyw oraz przypraw. Na tym jednak lista składników się nie kończy. Zawodowi kucharze wzbogacają zupę o jeszcze jeden produkt. Stawiają na niecodzienny dodatek. Wielu Polaków uznałoby ich wybór za nieporozumienie. Jednak w tym „szaleństwie” jest metoda. Sprawdź, na czym polega trik mistrzów kuchni i pójdź ich śladem. Nie pożałujesz.
Co mistrzowie kuchni dodają do rosołu?
Zawodowi kucharze dodają do rosołu ocet, czyli rozcieńczony kwas octowy. Ten prosty zabieg sprawia, że tkanki łączne i chrzęstne znajdujące się w mięsie wykorzystywanym do przygotowania zupy ulegają rozpuszczeniu. W rezultacie zyskuje ona więcej smaku oraz aromatu. Staje się też pożywniejsza i nabiera zawiesistej konsystencji. Nie trzeba się przy tym obawiać, że nietypowy składnik „zepsuje” rosół i nada mu niepożądanej kwasowości. Nie dojdzie do tego, jeśli będziemy przestrzegać jednej prostej zasady.
Ocet do zupy należy wlewać na samym początku gotowania wywaru. Nie wolno też przesadzać z jego ilością. Jedna łyżka w zupełności wystarczy, by osiągnąć opisany wcześniej efekt. Nadmiar kwasu może natomiast sprawić, że będzie on w rosole mocno wyczuwalny, a przecież nie o to chodzi.
O czym jeszcze pamiętać, gotując rosół?
Przyrządzenie smacznego i esencjonalnego rosołu nie jest trudne. Warto jednak przestrzegać przy tym kilku prostych, a zarazem ważnych reguł. Mięso, na którym zamierzasz zrobić zupę zalewaj zawsze zimną wodą i powoli doprowadź całość do zagotowania. W efekcie do wywaru przejdzie więcej witamin, mikroelementów oraz składników odżywczych. Pamiętaj, że sekretem dobrego rosołu jest jego wolne gotowanie. Zupa powinna „pyrkać” na niewielkim „ogniu” przez 2- 3 godziny. Nie zapomnij regularnie usuwać szumowin z zupy. Dopraw ją solą dopiero pod koniec gotowania. Jeśli zrobisz to za wcześnie, rosół może okazać się zbyt słony.
Czytaj też:
Polacy nagminnie dodają do rosołu najgorsze warzywo z możliwych. Przez to zupa staje się „toksyczna”Czytaj też:
Ta zupa bije na głowę rosół i żurek, a kosztuje „grosze”. Zapomniany przepis wraca do łask