Paulina Cywka „Wprost”: Wiele osób mówi: „Nie jem słodyczy, więc ograniczam cukier”. To naprawdę wystarczy?
Michalina Mróz: Nie do końca. Gdyby tak było, mielibyśmy dużo mniej problemów z nadwagą i insulinoopornością. Tymczasem cukier kryje się nie tylko w oczywistych słodkościach, ale też w produktach, które uważamy za „niesłodkie”. Wystarczy zajrzeć do sklepu i przeczytać kilka etykiet, by się o tym przekonać. W płatkach śniadaniowych, jogurtach, pieczywie, sosach, ketchupie, a nawet w wędlinach znajdziemy jego różne formy. Producenci dodają go, by poprawić smak, zapach, konsystencję albo wydłużyć trwałość. W efekcie jemy go znacznie więcej, niż nam się wydaje.
Nawet w wędlinach?
Tak. Cukier jest świetnym nośnikiem smaku i konserwantem. W szynce czy kiełbasie ma za zadanie poprawić kolor i zniwelować jej zbyt słony smak. Więc nawet jeśli ktoś wyrzuci z diety batoniki lub inne słodycze, wciąż może codziennie jeść kilka ukrytych łyżeczek cukru. To jeden z powodów, dla których uważam, że edukacja żywieniowa powinna zaczynać się od zachęcania do uważnego czytania etykiet nabywanych towarów.
Na etykietach nabywanych towarów nie zawsze znajdziemy słowo „cukier”. Jak go rozpoznać?
To prawda. Trzeba pamiętać, że cukier może występować pod wieloma różnymi postaciami, na przykład jako sacharoza, glukoza, fruktoza, dekstroza, maltodekstryna, melasa, syrop ryżowy, syrop glukozowo-fruktozowy, syrop kukurydziany… Zasada jest prosta: jeśli coś kończy się na „-oza” lub zawiera słowo „syrop”, to niemal na pewno cukier. Warto też pamiętać, że jeśli znajduje się wysoko w składzie, znaczy to, że jest go dużo.
A co z produktami, które kuszą hasłami typu „bez dodatku cukru”?

